Tłusty czwartek 24 lutego 2022 roku zamiast radości i wspólnego degustowania pączków przyniósł nam przerażające wiadomości. Coś, co wydawało się tylko straszeniem, coś co wydawało się tylko manipulowaniem, okazało się prawdą. Rosja napadła na Ukrainę! Mamy wojnę! Umierają ludzie! Dzieci i kobiety w popłochu uciekają przed zagrożeniem utraty życia. Obrazki jak z gier strategicznych, jak z filmów dokumentalnych odnoszących się do czasów II wojny światowej. To przecież nie mieści się w głowie. W XXI wieku?! Takie rzeczy?!
Nie wiedziałam co zrobić. Wpatrywałam się w monitor telewizora, słuchałam kolejnych wiadomości. Nie dowierzałam. Potem był szok, płacz. Chaotyczne, szybkie myśli o tym, że mam dzieci, że trzeba uciekać, jakoś nas wszystkich zabezpieczyć. Do tego panika na stacjach benzynowych, nerwowe wybieranie pieniędzy z bankomatów i zakupy ponad miarę na wypadek agresji Rosji na Polskę. Brak słów. Nie miałam pojęcia jak to ogarnąć. Do tego obserwowałam innych, którzy nie wiedzieli, co dalej robić. Niektórzy nie dowierzali, bagatelizowali, niektórzy wpadali w swego rodzaju odrętwienie. Inni szybko przechodzili do chaotycznych, nerwowych działań.
A ja? Cóż, na początku byłam przerażona. Potem poczułam złość. Ogromną złość na człowieka, który za tym stoi. Od razu zaczęłam myśleć o moich bliskich. Zastanawiałam się w jaki sposób uchronić ich przed konsekwencjami wojny. Szybko dotarło do mnie, że coś dla mnie bardzo ważnego może się skończyć. Skonfrontowałam się z tym, że przyjdzie mi zostawić mój ukochany kawałek ogródka i nasz dom z kotem i kominkiem. I… i zostawić to, co długo było moim marzeniem i co już żyje swoim życiem. Bijące serce tego co robię, mojej własnej działalności może się zatrzymać, bo trzeba będzie to zakończyć z uwagi na wojnę. Moje wartości, moje poczucie sensu i to, że jest w tym nie tylko zarabianie pieniędzy, a przede wszystkim dawanie czegoś twórczego, potrzebnego i pięknego dla innych. Idealistka powiecie? Tak, tak, tak… idealistka! Gdyby nie mój idealizm, gdyby nie moja wrażliwość, gdyby nie moja wiara w to, że w tym, co robię jest głęboki sens, nie byłoby mnie tu gdzie jestem. I teraz, jak moja i nie tylko moja Pasja Pracy i Rozwoju już żyje, skonfrontowałam się z tym, że przyjdzie mi pozwolić by umarła, bo mamy wojnę w Europie. To doświadczenie było dla mnie czymś bardzo trudnym. Moje dzieci, mój partner, mój kot, moja Pasja… w końcu my wszyscy.
Potem dotarło do mnie, że są ludzie, którym już to odebrano. Ja bałam się utraty swojej rodziny, a kobiety i dzieci z Ukrainy już są rozdzieleni od mężów, ojców. Bałam się utraty swoich marzeń, a już są ludzie, którym odebrano sens tego, co mieli i co robili w swojej ojczyźnie. Bałam się utraty swojego małego domu, a właśnie przyjeżdżają do Polski ludzie, którzy nie mają się gdzie podziać. Najbardziej przytłaczało mnie poczucie bezradności. Zabijają przecież ludzi, a ja nie mogę nic na to poradzić. Patrząc na swoje dzieci i ich przerażone twarze czułam się bezradna, że przyszło im żyć w obliczu wojny w Europie.
Dzisiaj jakoś funkcjonuję. Zamilkłam na pewien czas w mediach społecznościowych, bo wydawało mi się, że cokolwiek napiszę będzie puste w obliczu tego, co obecnie się dzieje. Bo co tu napisać?
Jak sobie radzę? Odzyskałam poczucie wpływu i sensu w drobnych rzeczach. Przede wszystkim pomagam jak mogę, jak potrafię. Nie są to wielkie przedsięwzięcia, jednocześnie te małe czynności, gesty, chwile poświęcone dla innych są czymś, co przywraca mi wiarę i sens funkcjonowania w tym trudnym czasie. Skupiam się na tym, by częściej przytulać, mówić że kocham, że tęsknię. W końcu na słowa, które wcześniej ledwo przechodziły przez gardło, choćby to, że moi Bliscy są sensem mojego życia. I jeszcze jedno… Pozwalam sobie na wzruszenia, na płacz. Dosyć często płaczę, czasami z bezsilności, ze złości na to, co się dzieje i w końcu ze wzruszenia, że mimo zła tyle dobrego potrafimy dawać innym. Dochodzę również do tego, że nie mogę rezygnować ze swojego życia, że warto pielęgnować to, co mnie wzmacnia. Bo przecież nic już nie będę mieć do dania, kiedy sama nie będę ładować swoich wewnętrznych akumulatorów. Zatem takie drobne radości jak spacer, wspólne wieczorne domowe kino z rodziną czy też celebrowanie urodzin, nabierają teraz ogromnego znaczenia. Idę też dalej. Może to i niewiarygodne natomiast powoli oprócz oczywistego i ogromnego zła związanego z napaścią Rosji na Ukrainę, zaczynam dostrzegać u siebie pewne pozytywne zmiany. Przede wszystkim czas wojny, zagrożenia często mobilizuje nas do postawienia sobie głębokich, trudnych pytań. Odpowiedzi na nie pozwoliły mi na nowo dostrzec sens i znaczenie tego, co robię. Utwierdziłam się, że idę we właściwym kierunku i to, że kieruję się wartościami jest dobrym sposobem na moje osobiste i zawodowe życie. Poza tym wzmocniłam jedne relacje, inne zweryfikowałam. I to, co najważniejsze – na nowo zaczęłam czerpać z mojej wrażliwości i z tego kim naprawdę jestem. I wiecie co? Lubię siebie i lubię to co robię, bo ma to sens, wierzę, że nie tylko dla mnie. I nawet jak ktoś będzie chciał mi to odebrać, to nigdy nie będzie w stanie zabrać mi moich wartości i tego kim jestem.
Co mi pomogło w odzyskaniu sensu w tym trudnym czasie? Zaczęłam zadawać sobie wiele pytań i szukać na nie odpowiedzi. Uwierz mi, że i Ty znasz odpowiedzi na te najważniejsze dla Ciebie pytania. Znasz je, bo nikt nie zna Ciebie tak dobrze jak Ty sam. Znasz je, bo Ty najlepiej wiesz czego najbardziej potrzebujesz. Zastanów się:
- Co czujesz w związku z tym, że za naszą wschodnią granicą trwa wojna?
- Jak możesz wyrazić swoje uczucia, by Cię wspierały w tym kim jesteś i jaki chcesz być?
- Co w związku z tym myślisz?
- Jak potrzebujesz myśleć, by Twoje myśli pomagały Ci sprawnie funkcjonować?
- Czego teraz potrzebujesz?
- W jaki sposób możesz zadbać o siebie i o innych?
- Co możesz zrobić w tym trudnym czasie? Co zależy od Ciebie? Na co masz wpływ?
- W jaki sposób docenisz siebie za to, co robisz dla innych?
- Kim decydujesz się być w tym trudnym czasie?
Zakończę życzeniem i intencją. Nam wszystkim, wszystkim życzę pokoju. W naszych sercach i między nami. Pokoju.