Do tego wpisu zabieram się już od dawna. To moje kolejne podejście:) . Dzisiaj o zmianach. Obecnie sama jestem na etapie intensywnych zmian w swoim życiu. Zatem jest to temat mi bliski, z którym obcuję od paru miesięcy na co dzień. O zmianie napisano i powiedziano już dużo. Jednocześnie proces przemian zawsze jest dla nas zaskakujący. Ale po kolei.
Zmiana jest! Po prostu jest! Nie można o niej zapomnieć, bo życie jest zmianą. Dziś powiem więcej – nie tylko warto o niej pamiętać. To co naprawdę warto, to wykorzystać siłę tkwiącą w procesie zmiany. Jak jednak to zrobić kiedy nie chcemy pożegnać się ze starym? Z tym co właśnie mija, co chce odejść? Nierzadko to stare już do nas nie pasuje jak przestarzała sztruksowa marynarka. Rękawy powycierane w łokciach i mocno przykrótkie. Nie leży już tak dobrze i generalnie źle wygląda. Często uwiera w karku, bo to już nie ten rozmiar… A więc to stare, co domaga się odejścia, nierzadko jest niewygodne, a nawet ciężko doświadcza. Zdarzają się dni kiedy widzimy i czujemy to dokładnie, a mimo to… No właśnie! Codziennie zakładamy na siebie to stare życie udając, że jest nam z nim do twarzy. Jednocześnie w chwili zapomnienia marzymy o nowym, które wydaje się nam luksusem i ekstrawagancją, na które stać wszystkich innych tylko nie nas samych.
A więc o co chodzi? Z jakiego powodu przywiązujemy się do tego, co kiedyś było na czasie i dawało satysfakcję, a dziś jest stare i niepasujące? Dlaczego wzbraniamy się przed zmianą, skoro wszystko wokół się zmienia? Przecież życie jest zmianą! Z chęcią zmieniamy samochody, obieramy sobie nowe kierunki wakacyjnych podróży, natomiast… Natomiast boimy się zmienić to, na czym najczęściej najbardziej nam zależy. Fakt, był czas, że to stare życie było ekscytujące. Przynosiło dużo radości. Byliśmy na fali – to był właściwy czas i miejsce. Zmierzaliśmy w dobrym kierunku. Ale… to było! To minęło! Przywiązani do swojej wizji życia sprzed lat, wciąż chcielibyśmy zatrzymać tamte okoliczności. Życie nas wtedy nagradzało i pragniemy to przedłużyć najdłużej jak się da, nawet jeśli to niemożliwe.
Świat się zmienił, a my mimo to chcemy funkcjonować po staremu. Takie podejście jest niestety szykowaniem sobie porażki. Warto więc pożegnać się z cudownym okresem, który minął. To, że zdecydujesz się na zmianę jest Twoim potencjałem. Dzięki tej odważnej decyzji możesz odkryć coś bardzo cennego, nowego, inspirującego. Jednocześnie nie owijając w bawełnę powiem wprost. Decydując się na zmianę możesz zaliczyć porażkę i to nie jedną. Możesz się czuć rozczarowany, zawiedziony, natomiast… Czy nie warto? Czy nie lepiej podjąć ryzyko zmiany niż siedzieć w tym samym miejscu i wspominać swój stary sukces, o którym zapewne pamiętasz jedynie Ty sam?
Kolejnym powodem wstrzymującym nas przed pozostawieniem starego i otwarciem się na nowe, jest właśnie obawa przed tym czego nie znamy. Bo to stare znamy dobrze od lat. Wiemy jakie ma swoje mocne i słabe strony. Nauczyliśmy się radzić sobie z tym jak ono wygląda. I nawet jeśli obecnie już tak bardzo nie przystaje do okoliczności, to wolimy pozostać przy tym, co jest nam dobrze znane. Nawet gdyby okazało się, że to nowe może być dla nas dużo lepsze. No i kolejny tym razem racjonalny powód.
Dzieje się tak, bo świat nie jest prostym równaniem matematycznym. Na nasze życie działa szereg różnych okoliczności i tylko część z nich zależy od nas. A więc… by przywitać nowe musimy wykazać się odwagą. Potrzebujemy jej, by zostawić to co dobrze znamy i po czasie powitać nowe i nieznane. Zawsze kiedy decydujemy się na zmianę, pozwalamy, by umarła w nas jakaś część naszego starego ja. Zmiana jest swego rodzaju umieraniem i tym samym przeżywaniem żałoby. Pod tym względem jest trudnym procesem.
A teraz pozwól, że podzielę się z Tobą moim procesem przechodzenia przez zmianę. Przygotowywałam się do niej przez około 3 lata. Tak naprawdę już 3 lata wcześniej wiedziałam, że muszę zmienić swoje życie zawodowe. Kawał czasu powiecie? Z jednej strony tak, z drugiej… No właśnie. Mimo wielu przygotowań, głębokich przemyśleń, nie byłam jednak w stanie wszystkiego przewidzieć. Ta wyczekana i wymarzona zmiana zaskoczyła mnie swoim przebiegiem.
Początkowo była euforia. Po tym jak odeszłam ze swojej pracy dopadła mnie dzika radość. Zaczęło się siedzenie do późna, spanie do południa. Potem podróże, odpoczynek … i przemyślenia, że to przecież nie do wiary, że już nic nie muszę. Jednocześnie wciąż wspominałam swoją starą pracę, żyłam tamtymi problemami. Wciąż mówiłam: „ u nas”, „nasze”, „my”. Racjonalnie wiedziałam, że przecież to koniec, natomiast odbierałam ten stan jak długie wakacje, po których trzeba będzie w końcu wrócić do starej zawodowej rzeczywistości. Im dłużej tak funkcjonowałam, tym trudniej mi było znaleźć energię i pomysły na nowe. W tamtym czasie czułam, że coś utraciłam. Były chwile, w których dopadała mnie złość, że musiałam coś zostawić. Przecież wcześniej sama dokonałam takiego wyboru zawodu i przez lata uwielbiałam swoją pracę. Wspomnienia dobrego okresu spędzonego w pracy, którą zdecydowałam się w końcu zostawić, wbijały mnie jeszcze bardziej w rozgoryczenie.
Natomiast jak to mówią, czas leczy rany. Po czasie zaczęłam łapać zdrowy dystans. Pozwoliłam sobie w końcu poczuć, że coś odeszło i że warto się z tym czymś pożegnać. Już mnie tam nie ma i już nie będzie. W zasadzie coś umarło i to nie tylko w sferze mojego życia zawodowego, ale również jakaś cząstka mnie samej. Na nowo zaczęłam odkrywać jaką jestem osobą, jakie mam wartości, czego potrzebuję. Uzmysłowiłam sobie, że ludzie są fajni… po prostu fajni. I jeszcze jedno… że lubię ludzi i wspaniale jest się do nich uśmiechać. Za każdym razem korygowałam swoje wypowiedzi, już nie utożsamiając się ze społecznością z mojej wcześniejszej pracy. Jednocześnie… dopadła mnie pustka! I to mnie najbardziej zaskoczyło. Stare już odeszło. W zasadzie pożegnałam się ze starym jak na dobrym pogrzebie, urządzając stypę w Porto:). Natomiast nowe jeszcze nie nadeszło. Zaliczałam spadki energii, okresy wycofywania się, niepokoju, bo nie wiedziałam co dalej będzie. Jednocześnie karciłam samą siebie za tę niewiedzę, bo jak można nie wiedzieć co dalej po 3-letnich przygotowaniach do zmiany?! Okazuje się, że można:). Wtedy bardziej byłam świadoma czego już nigdy nie chcę robić i jak pracować. Niejasne jednak było dla mnie to, co miało nadejść i jak to miało wyglądać. Podejmowałam wiele prób, które bardziej były szarpaniem się z samą sobą niż logicznym, przemyślanym działaniem. Jednocześnie wiedziałam, że powinnam zacząć działać, by to co nowe w końcu nadeszło.
Dzisiaj jestem już w innej rzeczywistości. Zbieram owoce tego, że uporałam się z końcem i pozwoliłam sobie przeżyć pustkę. Początek nowego odkrywa się bardziej i bardziej każdego kolejnego dnia. Trudno wskazać konkretny dzień, w którym nowe nadeszło. I muszę to powiedzieć… Codziennie sprawdzam siebie w nowej rzeczywistości. To jak mi jest z tym nowym, czy to mi pasuje i czy się do tego nadaję. Zaakceptowałam fakt, że nie zawsze muszę wszystko wiedzieć do końca. Mało tego! Dałam sobie przestrzeń na korekty tego czego naprawdę chcę. Poza tym jestem otwarta na to co przynosi mi życie każdego dnia. Czy było warto? Nie mam żadnych wątpliwości że tak. Tym bardziej, gdy pomyślę jak wyglądałoby moje życie gdybym nie odważyła się na zmianę. Na koniec dodam jeszcze, że to nie jest moja ostatnia zmiana. Takich zmian w moim życiu pewnie będzie jeszcze wiele. I dobrze, bo życie jest zmianą.
Na koniec wszystkich zainteresowanych zmianą odsyłam do modelu Williama Bridgesa. Jeśli sam myślisz o zmianie bądź właśnie się z nią zmagasz, kiedy prowadzisz własną działalność i widzisz, że twoja firma musi zmienić kierunek, bo sytuacja na rynku jest już zupełnie odmienna od tej sprzed lat, warto zagłębić się w ten sposób radzenia sobie z adaptacją do nowej sytuacji.
Pamiętaj – aby nowe nadeszło, stare musi umrzeć. Pierwszym etapem w procesie radzenia sobie ze zmianą, jest właśnie koniec, który daje przestrzeń na to co nadejdzie. Nim jednak to nastąpi doświadczysz trudnej pustki, która ma w sobie elementy depresji, apatii, wycofania i niewiadomej – chciałoby się powiedzieć żałoby po tym co odeszło. Jest to trudny etap, który jednocześnie daje nam możliwość regeneracji sił, pogodzenia się z zaistniałą sytuacją i odkrycia siebie na nowo. Zwieńczeniem jest początek, który jest ostatnim etapem adaptacji do nowej rzeczywistości. Nowe najczęściej pojawia się stopniowo, w niezauważany przez nas sposób. Powoli i początkowo z niedowierzaniem próbujemy swoich sił w nowych okolicznościach. Z czasem nabywamy pewności siebie. Zmiana już się dokonała. Zmieniło się nie tylko to co Cię otacza, ale również Ty sam. Jesteś już innym człowiekiem. Doceń siebie za to! Osiągnąłeś wiele – dzięki swojej odwadze i determinacji dotarłeś do miejsca, w którym właśnie jesteś.