Pracowałam w wielu miejscach i powiem szczerze szybko się zapalałam, a jeszcze szybciej wypalałam. Za każdym razem podchodziłam do nowej pracy z dużym entuzjazmem. Potem zaliczałam dół w postaci wielkiego rozczarowania, że zapowiadało się tak wspaniale, a wyszło jak zwykle. Wiele razy grzebałam swoje ideały gdzieś na trawnikach przylegających do placówek, w których przyszło mi pracować. Po „pogrzebie” dopadał mnie cynizm. Stać mnie było tylko na wisielczy humor i to przedłużało moją zawodową agonię. Szybko jednak dochodziłam do momentu kiedy wiedziałam, że już dalej nie dam rady. Szybko szukałam innej pracy. Po czasie zaczęłam myśleć, że coś ze mną nie tak. Z jakiego powodu inni potrafią pracować w jednym miejscu kilka lat, a ja mam problem, by wytrzymać raptem trzy lata? Było to dobrych kilka lat temu, a raczej dawno, dawno temu. Takie podejście do pracy było w zasadzie naganne i źle bardzo wyglądało w CV. Dzisiaj jest nieco inaczej 🙂 .
Przez te wszystkie lata swojej pracy doświadczyłam wielu różnych podejść do pracowników i tego jak powinno się pracować. W niektórych miejscach dobrze się bawiłam, przy okazji pracowałam (tak rzeczywiście było). W jednych instytucjach było dużo swobody połączonej najczęściej z chaosem, w innych jasne zasady i rygor. Z czasem orientowałam się, że oprócz zasad jawnych, o których się mówiło na zebraniach i które były ujęte w regulaminach, obowiązywały również inne – te nieformalne, nigdzie nie spisane. I to właśnie te były najważniejsze. W zasadzie od tego jak szybko orientowałeś się co wypada, a co nie, z kim się trzyma a kogo unika, zależało jak szybko adoptowałeś się w nowym miejscu pracy i jak w nim dalej funkcjonowałeś. Ja zawsze miałam dobre początki. Kończyłam różnie 🙂 .
Czym jest bursztyn, czym czerwień? Ciężko mi się uśmiechać, bo to nie jest przyjemna, lekka historia. Ale o tym w kolejnym poście.